Kampania wrześniowa



Kiedyś myślałam, że to wstyd, wręcz ugodzenie w studencką dumę; że tylko obiboki przez to przechodzą; że na pewno będzie to źródłem stresu przez całe wakacje - których, w związku z tym, właściwie się nie ma. Oczywiście, może to tak wyglądać, jeśli podejdziemy do sprawy negatywnie, robiąc sobie wyrzuty i rozpamiętując, ile to jeszcze trzeba zrobić. Jednak wcale nie musi to tak wyglądać. Można przez cały proces przejść spokojnie, bez nadmiernego stresu i wysiłku, a nawet odnaleźć dobre strony takiej sytuacji lub czerpać z niej wręcz przyjemność. 

Zmień swoje nastawienie

Jest to, według mnie, element kluczowy i od niego zdecydowanie należy zacząć. Często, z powodu przykrych skojarzeń, każda myśl zbliżającym się egzaminie budzi uczucia takie jak lęk, żal i złość. To właśnie one najczęściej są powodem prokrastynacji, ze względu na swój destrukcyjny i blokujący charakter. Należy dodać, iż pochłaniają one duże ilości naszej energii, dlatego od samego myślenia o nauce czujemy się wypompowani. Do tego dochodzi przytłoczenie ilością materiału, który w naszych głowach urasta do monstrualnych wręcz rozmiarów. Niezwykle demotywujące jest również oraz poczucie porażki i beznadziei, które może towarzyszyć słowu poprawka. Wszystko to skumulowane prowadzi do unikania tematu, a wiadomo, że nauki w ten sposób nie ubywa. 

Dlatego, po pierwsze, doceń siebie za wszystkie inne zdane egzaminy. Po drugie, pomyśl, ile osób również przyjdzie na wrzesień - zdecydowanie nie jesteś jedyny! To normalna sprawa na studiach. Czy w ogóle jesteś studentem, jeśli choć raz nie pisałeś czegoś we wrześniu. Po trzecie (najtrudniejsze), potraktuj to jako okazję do prawdziwej nauki. Nie takiej po 5 godzin dziennie, ale też nie na zasadzie cały semestr w jedną noc. Kto wie, może nawet potraktujesz zdobywaną wiedzę jako interesującą, a być może przyda się ona w przyszłości.




Zacznij się uczyć DZISIAJ

Tak, wiem, to może być trudne. Najtrudniej jest jednak wykonać pierwszy krok, dlatego zrób go dzisiaj, a najlepiej TERAZ. Przestań na chwilę czytać ten tekst i poświęć kilka minut na przygotowanie do nauki - otwórz potrzebne materiały, wyjmij zeszyt do robienia notatek, stwórz plik w Wordzie. Ponadto, ustal, co potrzebujesz umieć na egzamin; możesz rozpisać sobie listę tematów. Oblicz, ile czasu dziennie potrzebujesz poświęcić na naukę, aby przerobić cały materiał. Jeśli wykonasz te czynności, to naprawdę jesteś już daleko (wiele osób nie zachodzi nawet tutaj). A jeśli choćby rzucisz okiem na pierwszy temat z listy, będzie to już ogromny sukces. Nie rób za dużo - chodzi o to, abyś miał poczucie, że już rozpocząłeś naukę. 


Kontynuuj


Przez następne dni staraj trzymać się wyznaczonego planu. Znajdź czas w ciągu dnia, który poświęcasz przygotowaniom. Ja na przykład robię to przy porannej kawie - to jest czas, kiedy sporządzam notatki, przeglądam materiał, czytam. Powoli, zagadnienie po zagadnieniu, nie śpiesząc się. Zajmuje mi to od pół do dwóch godzin, nie więcej. Wyrobiłam dniówkę, więc przez resztę dnia w ogóle nie muszę o tym myśleć. Świadomość, że niektórzy zostawią naukę na ostatnią chwilę, jest niezwykle motywująca. Nawet bez intensywnego wkuwania jestem i tak znacznie dalej niż oni (niczym w bajce o żółwiu i zającu). Po kilku dniach okazuje się, że przerobiłam więcej materiału, niż sama się spodziewałam. Jak to mówią, grosz do grosza :)

Po porady dotyczące efektywnej nauki koniecznie zajrzyjcie na bloga Blue Kangaroo - znajduje się tam m.in. profesjonalny poradnik sesyjny, jak i seria postów dotyczących przygotowania do egzaminów (merytorycznego jak i mentalnego).

Nagradzaj siebie


Kawałek dobrego ciasta, wyjście do kina lub na plażę, spotkanie ze znajomymi lub fajny film - sposobów jest mnóstwo. Doceń siebie za każdą wykonaną pracę. Naprawdę na to zasługujesz.




Zdaję sobie sprawę, że zmotywowanie się do nauki w wakacje, zwłaszcza przy obecnej pogodzie, może nie być łatwe. Jednak jest to zdecydowanie wykonalne, zwłaszcza kiedy materiał rozplanuje się tak, aby nie ślęczeć całymi godzinami nad książkami. 

Mam nadzieję, że ten post Wam choć troszkę pomoże i że unikniecie nadmiernego stresu związanego z egzaminem. Sama mam wrześniową poprawkę, więc powyższe słowa kieruję również do siebie. Mam nadzieję, że wszyscy zdamy, przy okazji ucząc się czegoś fajnego. Powodzenia!



Photo by Christin Hume on Unsplash


Photo by Green Chameleon on Unsplash
unsplash-logoGreen Chameleon

Placuszki bananowo-jagodowe (bez glutenu)


Wiem, że niektórzy nie przepadają za blogami o wszystkim i o niczym. Takimi, których autorzy nie mogą powstrzymać się przed wrzuceniem przepisu na naleśniki, pomimo że ich blog zdecydowanie nie jest kulinarny. Ba, czasami sama łapię się na takim podejściu - po co wrzuca tu jedzenie, skoro pisze o kosmetykach?! Zapominam wtedy, że bloger używa swojej witryny, aby dzielić się z innymi tym, co jemu samemu sprawia przyjemność lub jest w jakiś sposób dla niego ważne. Jako że sama obecnie skupiam się na dbaniu o siebie w różnych aspektach życia, tym również chcę się podzielić. A jedzenie zdecydowanie zalicza się do tych aspektów. 

Dlatego dzisiaj umieszczam tutaj pierwszy przepis (choć na jednym się pewnie nie skończy). Skoro na początek, to - śniadanie! Choć te placuszki świetnie nadają się również na lunch, podwieczorek, kolację, czy posiłek pod gwiazdami o 3 w nocy. Bez problemu mogą spożywać je osoby z nietolerancją glutenu. Najlepsze wychodzą smażone na maśle klarowanym, jednak z braku tegoż użyłam zwykłego Kujawskiego. Jako że same w sobie nie są zbyt słodkie, polecam podawać je np. z syropem klonowym. 




Składniki


  • 1.5 szkl miksu mąk bezglutenowych (np. ryżowej i kukurydzianej)
  • 1 dojrzały banan
  • 2 jajka
  • kilka łyżek jogurtu naturalnego
  • woda gazowana (do rozrzedzenia, w razie potrzeby)
  • 1-2 szkl. jagód
  • aromat waniliowy / cukier wanilinowy
  • kurkuma 
  • cynamon
  • tłuszcz do smażenia (np. masło klarowane, olej rzepakowy)
  • syrop klonowy, miód, bita śmietana lub inny ulubiony dodatek do podania


Przygotowanie

Suche składniki wymieszać dokładnie w misce, następnie dodać jajka, rozgniecionego banana i jogurt. Dolać odrobinę wody, zmiksować na jednolitą masę. W trakcie można rozgrzać tłuszcz na patelni. Do ciasta dodać umyte jagody i delikatnie wymieszać.
Smażyć placuszki po kilka minut z każdej strony. Układać na talerzu wyłożonym ręcznikiem papierowym, w celu odsączenia nadmiaru tłuszczu. Podawać z ulubionymi dodatkami.

Mam nadzieję, że przepis Wam się spodobał. Smacznego!




A Wy, lubicie placuszki (pewnie głupie pytanie, kto ich nie lubi)? W jakiej wersji je robicie?