…gdyby tylko nie ten jeden drobny szczegół, na myśl o którym żołądek mi się przewraca. Wręcz spędza mi to sen z powiek. Tak bardzo chciałam, aby wszystko było idealnie, tak się starałam. A tu dupa. To znaczy, tak naprawdę wszystko jest dobrze, nawet świetnie. Ale jednak do dupy, ponieważ widzę i tak tylko ten jeden, mały błąd. Jest on winny zaburzenia perfekcji efektu końcowego, a to wręcz niedopuszczalne. Równie dobrze można wyrzucić wszystko go kosza.
***
Skupianie się wyłącznie na
niedociągnięciach prowadzi do utraty wizji całokształtu. Który to, notabene, może
być naprawdę dobry – a z całą pewnością lepszy, niż nam się wydaje. Skoro jakaś
drobna wada zasługuje na użalanie się nad nią, to dlaczego ta większa dobra część nie miałaby zasługiwać na podziw, uznanie czy wręcz zachwyt? Często nie
potrafimy patrzeć na różne aspekty danej sytuacji – skupiamy się na jednym,
i to najlepiej tym najbardziej negatywnym. Fakt, jest to pewna reakcja obronna, będąca elementem systemu przetrwania. Ma za zadanie ochronić nas przed uniknięciem takiej samej sytuacji w przyszłości. Jednak rzadko kiedy to, co postrzegamy tak negatywnie,
zagraża obecnie naszemu życiu. Dlatego miło
by było pozbyć się tego mechanizmu lub chociaż go osłabić. Ponieważ w tej chwili to on utrudnia nam życie, zamiast je chronić.
Ja, na przykład, ostatnio obcięłam sobie
włosy. Muszę przyznać, że zrobiłam to świetnie. Efekt
przerósł wręcz moje oczekiwania. Włosy są zdrowsze, znacznie lepiej się
układają, a mnie jest o niebo wygodniej. ALE jeden kosmyk, przez nieuwagę,
obcięłam krócej niż jego odpowiednik po drugiej stronie twarzy. I co? Patrząc w
lustro, nie widzę już pięknej nowej fryzury, tylko TEN JEDEN KOSMYCZEK, który
za kilka miesięcy i tak będzie już dobrej
długości. Wiem, że może wydać się to wam trywialne, jednak każda wariatka ma swojego kwiatka czy jak to tam się mówi, także
please no judgement. Nawet taka sytuacja może wyzwolić myśli z rodzaju Znowu to zrobiłam? (to nie pierwszy raz), Trzeba było pomyśleć! czy nawet Ależ jestem głupia!. A to, co
powinnam teraz robić, to siedzieć przed lustrem i podziwiać swoje dzieło. A
potem o nim zapomnieć i iść prezentować je z dumą reszcie świata.
Od dziecka jesteśmy programowani, aby w sobie i swoim życiu doszukiwać się wad - o efektach własnej pracy nie wspominając.
Oczywiście, wszystko to ma na celu uczenie się na błędach i wyciągnięcie
wniosków, aby mów poprawić się w przyszłości… I coś w tym jest. Jednak zauważcie, że nawet w tych sformułowaniach uwaga
zwracana jest na aspekt negatywny. A gdyby tak błędy zamienić na doświadczenia,
a poprawę na zmianę? Kto mówi, że to, co zrobiliśmy, było w ogóle błędem? Może
było po prostu jedną ze ścieżek, które mogliśmy obrać. Ścieżka ta mogła okazać się stroma i wyboiście,
albo po prostu krajobraz nam się nie spodobał. Dlatego następnym razem wybierzemy inną. I nikt
nie mówi, że idealną.
Jeżeli już miałabym myśleć w kategoriach popełniania błędów, to stwierdziłabym, że największy błąd, jaki do tej pory
popełnialiśmy, to właśnie doszukiwanie się błędów w swoich działaniach. Z kolei
najlepszy wniosek, jaki możemy z tego wyciągnąć, to taki, że lepiej patrzeć na
całokształt swoich osiągnięć, niż jedną drobną – często niemal niewidoczną dla
innych - rysę. Dobrze jest docenić siebie, a nierzadko i swoją odwagę, w
dokonywaniu różnych rzeczy. I pamiętać, że nie zawsze wszystko da się
skontrolować i wcale nie o to w życiu chodzi. Czasami to właśnie te błędy okazują się najlepszymi rzeczami,
jakie nam się przytrafiły.
Jakie jest Wasze zdanie na ten temat? Może macie w zanadrzu historie, którymi chcielibyście się podzielić? Jestem bardzo ciekawa :)
Matteo Catanese
No comments:
Post a Comment